Pierwszy Pociąg |
Ten Pociąg, w porównaniu z dzisiejszym był szczytem szybkości organizacji. Udało się zrobić go w miesiąc. Ale, wtedy były nieco inne warunki. Pierwszy Pociąg był typową imprezą dla entuzjastów kolei. Jeszcze nie bardzo wiedzieliśmy co i jak dokładnie zrobić, poza tym nie było pewności, czy ludzie będą zainteresowani. Zwłaszcza, że od 2000 r. na naszej linii nie ma regularnego ruchu pasażerskiego. Dlatego zdecydowaliśmy się na ukłon w stronę miłośników kolei. Hobbyści z reguły są dość zdyscyplinowani i gdy tylko w kraju dzieje się coś ciekawego - można liczyć, że pojawią się. Nawet z daleka.
Powstało zatem pytanie co zrobić. Nie ma parowozu, ani starych wagonów, więc skąd wziąć coś atrakcyjnego, na dodatek pasującego do realiów historycznych naszej linii? Coś takiego znalazło się. W latach osiemdziesiątych nasza stacja miała przydzieloną lokomotywę manewrową SM03, która jeździła także do obsługi stacji Bystrzyca, prowadzajac ze sobą niekiedy wagony. Zatem nasz pomysł brzmiał: odtworzyć taki pociąg. Dla Pasażerów wzieliśmy dwa wagony brankardy Xkl typu 23K, a dla dodatkowej dekoracji dwa wagony towarowe (dwuosiową węglarkę i dwuosiową platformę).
Przejazd był krótki, z Lublina do Lubartowa i z powrotem. Dodatkowo postanowiliśmy pojechać do mostu na Wieprzu i leżącego przy nim punktu zdawczo-odbiorczego rozebranej bocznicy Garbarnii, gdyż lubartowska SM03 obsługiwała dawniej tą bocznicę. Nastepnie wróciliśmy na stację i wjechaliśmy na bocznicę Prefabetu. Ostatecznie do Lublina wróciliśmy nawet przed czasem.
Był to początek października, trwała złota polska jesień. Mieliśmy apetyty na ładne jesienne pejzaże z kolorowymi liśćmi, babie lato, słoneczko... I tak też było do dnia poprzedzającego przejazd. Rano 13 października okazało się, że... spadł śnieg i jego opady towarzyszyły nam niemal przez cały dzień.
Przez śnieg niemal niezauważone pozostały nasze kilkudniowe wysiłki, których celem było przywrócenie naszej stacji przyzwoitego wyglądu. Ze znacznym trudem oczyściliśmy trzy czwatre peronu drugiego, który w ciągu dwóch lat od zlikwidowania pociągów osobowych porósł krzewami i gęstą trawą. Odnowiliśmy także stacyjny zegar oraz megafony, przytłumiliśmy wszechobecny na stacji niebieski kolor.
W przygotowaniach do Pociągu i w czasie przejazdu pomagali koledzy z Wschodniego Towarzystwa Miłosników Kolei Żelaznych.
naczelnik Pociągu: Jacek kierownik Pociągu: Krzysztof maszynista: Adam pomocnik maszynisty: Sławomir konduktor rewizyjny: Jacek konduktor 1: Krzysztof konduktor 2: Paweł strażnik: Mariusz |
Manewry na stacji Lublin przed podstawieniem Pociągu |
Pamiątkowe zdjęcia w peronach przed odjazdem | |
Fotostop na przejeździe w Rudniku w kilometrze 101,555 |
Fotografujący podczas fotostopu w Ciecierzynie |
|
Fotostop w Trzcińcu |
Na bocznicy Prefabetu |
|
Wśród Pasażerów nie zabrakłych młodych entuzjastów |
A tak w dawnych latach zapewne kończyło się fotografowanie kolei bez zezwolenia |
A oto znaleziona w Internecie relacja jednego z Pasażerów:
WitamW sobotni ranek nic jeszcze nie zapowiadalo nadejscia ZIMY. Gnalem jak dziki z metra na Centralny, bo bylo juz po rozkladowym odjezdzie rzezni do Terespola, a na Wschodnim czekal na mnie Krzysiek Garski. W chwili odjazdu wpadlem do pospiecha z Kostrzyna (BTW: glupio on dosyc wyglada bez czesci kolobrzeskiej, jest to taka krotka rzeznia...), a na WWO okazlo sie, ze Terespol ma +10. Nic to, pojechalismy bez wiekszych wydarzen (obserwujac jednak bacznie wyjatkowo intensywne prace na odcinku Minsk Maz. - Mrozy) do Bialej Podlaskiej, dla niepoznaki lezacej w woj. lubelskim. Dworzec w BP sprawia przyjemne wrazenie, tlumy ludzi wysypujace sie z pociagu jasno wskazuja, ze to Wschod. Na dworcu PKP jest wywieszony rozklad PKS, wzajemnosci nie stwierdzono. Wsiedlismy z autobus miejski numer 0 (zero) - niestety, w niewlasiwym kierunku. Podroz okrezna dala nam jednak ujrzec, ze BP jest miastem w dwoch czesciach, oddzielonych od siebie pokaznych rozmiarow nieuzytkami. Dworzec PKP jest w jednej czesci, a PKS w drugiej. Na dworcu zapragnelismy dowiedziec sie o autobusy z Kodnia do Wlodawy. Pani dyzurna stwierdzila, ze nie da sie dowiedziec, ale miala PKS-owska cegle, wiec chielismy, by tam sprawdzila. Glosnym krzykiem wyrazila swoje przekonanie, ze nie da sie tam sprawdzic niczego, ale jesli jestem stracencem, to moge sprobowac. Chcialem sprobowac, wiec cegle dostalem, a dyzurna caly czas trajkotala, ze na pewno sie nie da, ze to w ogole nie dziala, i ze najtezsze umysly sie na tym polamaly. Krzysiek zaczal ja przekjonywac o wyzszosci PKP, a ona z podziwem "tam to nawet komputer macie..." :)))
Koniec koncow, bez wiekszych problemow znalazlem potrzebny autobus, ktorego rozklad w zupelnosci zgadzal sie z rzeczywistoscia. BP opuscilismy wiec autobusem do Kodnia, ktory jest miejscem godnym zwiedzenia (ale to na inna grupe, bo kolei nigdy tam nie bylo).
Z Kodnia zabral nas PKS do Wlodawy. Frekwencja: Koden 1, Hanna +3. Kierowca we Wlodawie mowi, ze bywa jeszcze gorzej... Oj nie wrozy to dobrze calej publicznej komunikacji w regionie. Zwiedziwszy pobieznie Wlodawe ze slusznym zapasem dwoch godzin do pociagu udajemy sie w kierunku dworca. Kazdy drogowskaz we Wlodawie pokazuje kierunek "Do Dworca PKP" - chyba ich to bardzo dowartosciowuje. Tymczasem, jak dla mnie, Wlodawa jest przykladem okropnego, rozkladowego oszustwa. W takim hafasie sa az dwie stacje o nazwie Wlodawa, a oszustwo polega na tym, ze zadna nie lezy we Wlodawie!
Ruszylismy wiec w droge do dworca. Skonczyla sie Wlodawa, zaczal sie Orchowek (na tablicy z nazwa miejscowosci ktos dpoisal Kamczatka), skonczyl sie Orchowek, a do stacji wciaz jeszcze kawalek. W drodze uknulismy legende o tym, dlaczego linia ta wciaz, wbrew logice, jest utrzymywana. Otoz lat temu wiele, tak wiele ze nawet stary Wasyl, co mieszka nad samiuskim Bugiem nie pamieta, z Orchowka w daleki swiat wyruszyl biedny Szmul Zygelbojm. Trafil do Ameryki, gdzie z czasem dorobil sie fortuny, bo Jasiu z Uhruska, co kiedys byl w Niu Jorku, widzial wielki dom, a na nim napis "Zygelbojm and Company". A lat temu kilka - ale chyba za poprzedniej kadencji - do wojta list przyszedl z Ameryki, w ktorym Dawid Szmulowicz Zygelbojm pisze, ze na starosc wrocic chcialby do Orchowka, o ktorym ojciec mowil mu nieraz, ze to raj na ziemi. Na koniec listu Dawid Szmulowicz pisal: dajciez mi wrocic i u was zamieszkac, a ja was wszystkich ozloce i z Orchowka miejsce piekniejsze jeszcze - raj jak mowil s.p. tatus - uczynie. Jeden tylko warunek mial - ze tak, jak jego ojciec wyruszyl ku swiatu i fortunie dychawicznym pociagiem do Chelma, tak i on zza oceanu w rodzinne strony powroci. Wbrew wiec wszelkiej logice wladze utrzymuja te linie, czekajac nie na przygodnego pasazera w sobiborskie lasy, lecz na TEGO PASAZERA. Ale dosyc juz przydlugiej opowiesci :) Tym razem Dawid Szmulowicz Zygelbojm znow nie przyjechal...pojazd szynowy przywiozl tylko jedna pania...
Ale zanim dotarlismy do stacji, zeksplorowalismy mozliwosc jazdy koleja do Brzescia. Otoz niestety takowej nie ma. Mostu brak (byl kiedys podwojny), na brzegu Bugu istna dzungla amazonska, a tor konczy sie kilkaset metrow dalej kozlem oporowym.
Wrocilismy na pusta stacje. Wsiedlismy do drezyny typu SN81. Bylismy jedynymi pasazerami od tak zwanej Wlodawy. Do Chelma dojechalo zas az 15 osob... SN to porazka kolzamu. Tak jak on potrzfi trzasc sie chyba tylko pospieszny Reymont. Mysle, ze nie nalezy polecac podrozy nim osobom cierpiacym na chorobe morska.
W Chelmie spalo sie dobrze i niedrogo w PTSMie.
A rano - niespodzianka! Bialo. I wciaz pada. Poszlismy na Chelm Miasto i stamtad cieplutkim pospiechem pojechalismy na Lublin. Caly czas padal snieg. Krzysiek zdecydowal wracac do Warszawy, a ja twardo stwierdzilem, ze trzeba jechac na Lubartow. Na peronie zebrala sie juz grupka oczekujacych MK-ow. A pociagu nie ma. Przyjechaly opoznione pospiechy z Jeleniej Gory i ze Szczecina, a dopiero potem na inny peron wjechal gwizdzac jak parowoz SM03-096, wagon piatej klasy, wagon czwartej klasy (czyli XKl ogrzewana i nie), dwuosiowa weglarka z napisem "kasacja" i platforma ze sniegiem :) Pociagu tego szczerze przestraszyla sie pani dziennikarka z TV zadajac nieme pytanie "to to do przewozu ludzi". Egzotyczny sklad pociagu uzupelnial strasznie marznacy w mundurze starego kroju (znacznei bardziej eleganckiego) SOKista :)
Z poczekalni przyniesiono kilka lawek, kierpoc przytargal jakis rozebrany plot na podpalke w piecu i tak poczekalismy na Roztocze z Warszawy. Do plusow wyprawy nalezy zaliczyc nieodstepujace dobre humory, mimo przemoczonych butow i ogolnego przemarzniecia. Bylo troche fajnych fotostopow w zimowej aurze. W Lubartowie zwiedzalismy izbe tradycji kolejowej, ktora miesci sie na nastawi i w zwiazku s tym jest raczej mala. Ale ma sporo fajnych eksponatow. Dla mnie najbardziej kuriozalna byla ksiazeczka z 1948 r. pouczajaca kolejarzy na temat poprawnej polszczyzny. W tabelkach ujete bylo slowo nieprawidlowe (np. korupcja) i prawidlowe (przekupstwo). Dobor slow - mieszanina kolejowo - zyciowa. Szkoda, ze na szlaku nie dalo sie zrobic stopu przy knajpie oferujacej cos cieplego, a i w Lubartowie odleglosc stacja - miasto jest syberyjska. Dojechalismy do mostu na Wieprzu (po drodze az by sie proil p.o. Lubartow Miasto), a potem jeszcze na bocznice do Prefabetu w Lubartowie. Stala tam zimna i opuszczona SM03-566. Prefabet nie wozi juz koleja...
Do Lublina wrocilem skrajnie przemarzniety. Na szczescie w pospiechu na Bydgoszcz bylo cieplutko. Zapelnienie 120 proc.
Mam nadzieje, ze na wiosne entuzjazm kolegow z Lublina i Lubartowa spowoduje przejazd na trasie Lublin - Lukow, a moze dalej - po nieczynnyh liniach z wyjatkiem odcinkow Lukow - Siedlce i Prostyn - Malkinia da sie przeciez dojechac az na Mazury!