Trzeci Pociąg |
Kolejne wydłużenie relacji, tym razem do stacji Bezwola. Program był podobny jak podczas drugiego Pociągu, postój dla zainteresowanych pobytem w lesie odbył się na polanie przy Białej Studni na kilometrze 47,300. Dalsza jazda do Bezwoli była w celu zrobienia oblotu, czyli przestawienia lokomotywy na koniec Pociągu.
Z ciekawszych wydarzeń, warto wspomnieć o inwazji Pasażerów na sklep w Bezwoli leżący przy stacji i wykupienie niemal połowy jego spożywczych zapasów.
W tym roku najlepiej wyglądała też stacja w Lubartowie, ponieważ oprócz wykarczowania peronów pomalowaliśmy płot, krawędzie peronów i linie.
Trzeci Pociąg był ciekawy ze względu na lokomotywę SM30. Dziś nie spotyka się ich w planowym ruchu liniowym, pracują zwykle przy manewrach. Zdecydowaliśmy się na nią, ponieważ w Lublinie była to jedyna okazja, by mogła poprowadzić pociąg pasażerski. Ciekawostką był także wagon pocztowy, który razem z innymi zgromadzonymi w Lublinie kończył już swoją karierę w kolejowym przewozie przesyłek pocztowych. Poczta rozpoczęła ostateczne likwidowanie wagonów pocztowych w pociągach.
Powstała także pierwsza większa pamiątka rozdawana Pasażerom - pocztówka Pociągu. Została zrobiona ze zdjęć z przejazdu w 2003 r.
naczelnik Pociągu: Jacek z-ca naczelnika: Krysztof kierownik Pociągu: Waldemar maszynista: Edward pomocnik maszynisty: Sławomir konduktor rewizyjny: Paweł konduktor 1: Paweł konduktor 2: Joanna strażnicy: Michał Mariusz |
Powitanie w Lubartowie |
Zaokrętowanie | |
Czyściutko i ludzie... Jak kiedyś |
Konduktorzy przy pracy |
|
W całej okazałości - w Parczewie |
Zawrotne 30 km/h od Parczewa |
|
Przy Białej Studni... |
...było zwyczajnie ciasno |
A oto znaleziona w Internecie relacja jednego z Pasażerów:
Czas akcji: 29.08.2004
Miejsce akcji: linia nr 551 (w/g numeracji tabel z SRJP), biegnąca z
Lublina przez Lubartów, Parczew i Radzyń Podlaski do Łukowa. Trasa ta
została zamknięta dla ruchu pasażerskiego dnia 3.04.2000 roku. Utarło
się, że raz do roku, na przełomie sierpnia i września, przejeżdża tym
szlakiem tzw. pociąg inspekcyjno-promocyjny. Pociąg taki otwarty jest
dla wszystkich chętnych, chcących odbyć przejażdżkę po torach, którymi
na co dzień nie da się już pojechać planowym pociągiem. Oczywiście w
takim pociągu nie mogło zabraknąć tych członków Grupy Turystycznej
Roztocze, dla których miarowy stukot kół wagonów jest muzyką niemal tak
piękną jak szmer Jelenia czy śpiew roztoczańskich słowików W związku z
tym...
Wszystko zaczęło się na lubelskim dworcu głównym około 8.30 rano. Pociąg
"turystyczny" (tak go dla ułatwienia nazwijmy) w składzie
SM30 + salonka + bonznza + bonanza + pocztowy (pełnišcy funkcję wagonu
"gospodarczego" do przewozu ławek, stolików itp...) stał już na torze
przy peronie pierwszym. Ciekawostką, niech będzie fakt, że planowo o tej
porze odjeżdża z tego toru... "Roztocze" . Pasażerowie oczekujący
właśnie na ten pociąg zmuszeni byli do spacerku na peron drugi. Cóż...
raz do roku mogą się poświęcić...
Jeszcze przed wejściem do pociągu spotkaliśmy na peronie... naszą
Grupowiczkę - Grażynę. Niezmordowana Turystka Rowerowa udawała się wraz
z bicyklem w kierunku Chełma (czekamy na relację ). Po krótkiej wymianie
pozdrowień udaliśmy się każdy w swojš stronę. My z Arturem, mając
wcześniej zaklepane miejscówki, usadowiliśmy się w wagonie "dla
uprzywilejowanych" (ale nie w salonce - ta była tylko dla VIPów...).
Uprawniały nas do tego klasyczne "kartoniki" z napisem "miejscówka",
relacją i numerem wagonu. W tym czasie lubelskie grono Miłośników Kolei
(MK), w tym autor kolejowej strony linii Lublin-Łuków, obfotografowywało
ten niecodzienny skład, który wzbudzał zainteresowanie a nawet zdumienie
również wśród przypadkowych pasażerów.
Ruszamy tuż przed godziną 9-tą. Po ok. 2,5 km emocjonujący moment - zjazd
z torów biegnących w kierunku Rejowca i Roztocza na linię do Łukowa.
Jedziemy zapomnianym szlakiem. Mijamy powoli most na Bystrzycy i
wjeżdżamy w północno-wschodni skrawek Płaskowyżu Nałęczowskiego. Jak na
lessową krainę przystało, krajobraz jest łagodnie pofalowany, co chwila
oglądamy malownicze głębocznice. Pociąg raz niknie we wkopie, by za
chwilę sunąć majestatycznie po wysokim nasypie. Mijamy bez zatrzymania
Rudnik Przystanek. Artur pracowicie filmuje tę stację (jak i wszystkie
następne). Krajobraz za oknem przesuwa się jak w zwolnionym filmie. Znów
wysoki nasyp, ostry łuk, wysoki most nad Ciemięgą i stacja Ciecierzyn!
Bardzo specyficzna. Peron na niezwykle wysokim nasypie górującym nad
doliną Ciemięgi i biegnącą prostopadle do jej dna szosa Lublin-Lubartów.
Wagon stoi nieco powyżej... dachu budynku stacyjnego, który uplasował
się u stóp nasypu i od którego prowadzą na peron strome schody.
Warto dodać, że dla Artura zaczęła się w tym miejscu "wyprawa w
nieznane", gdyż jak przyznał, nigdy nie dojechał pociągiem dalej jak do
Ciecierzyna...
Następna stacja to Bystrzyca k/Lublina. Budynek przecudownej urody,
otoczony wieńcem starych kasztanowców. Rok temu był tutaj długi
fotostop, tym razem niestety pociąg przejechał przez stację bez
zatrzymania. Szkoda, bo tam jest naprawdę ślicznie.
Zaraz za stacją Bystrzyca wjechalismy w Lasy Kozlowickie. Na zachód od
torów rozciąga się wrzecionowaty Kozłowiecki Park Krajobrazowy -
zaryzykuję stwierdzenie, że to właśnie m.in. tam uczyłem się turystyki i
obserwowania przyrody więc miejsce to jest mi szczególnie bliskie. Jak i
następna stacja - Wandzin, która niegdyś stanowiła doskonały punkt
wypadowy w kompleks Lasów Kozłowieckich. W ogóle widok stacji w
Wandzinie okazał się hitem! Zwłaszcza dla Artura, który - przypomnijmy -
widział to miejsce po raz pierwszy! Wzdłuż peronu rozciągnęła się wydma
porośnięta sosnami, które aż zapraszają do odpoczynku w ich cieniu. Do
położenia się i zasłuchania w odgłosy będącego za plecami lasu. Ileż to
razy właśnie tam, po długich wędrówkach i ornitologicznych obserwacjach,
po fotograficznych eskapadach, wiosną, latem, jesienią i zimą,
oczekiwałem na wieczorny powrotny pociąg. Ile razy budził mnie sygnał
nadjeżdżającej lokomotywy - znak, żeby składać karimatę i zbierać się do
odjazdu... To właśnie tu po raz pierwszy zabrałem Bernadkę, zaraz jak
tylko się poznaliśmy, gdy pomysł małżeństwa dopiero nieśmiało tlił się w
mojej głowie... Odżyły wspomnienia, obudziły się uśpione sentymenty...
To jeden z wielu uroków takich podróży...
Wracamy do rzeczywistości. Nasz turystyczny pociąg mknie po tzw. Małym
Mazowszu (Równina Lubartowska), by po kilku minutach zatrzymać się na
stacji Lubartów. Tu zaplanowano dłuższy postój. Dosiadają się kolejni
pasażerowie, atmosfera w pociągu robi się piknikowa. Dużo rodzin z
dziećmi. Zaczyna brakować miejsc. Zainteresowani mogą zwiedzić
znajdującą się przy lubartowskiej stacji Izbę Tradycji Kolejowej. Warto
tam przejść i zobaczyć zgromadzone tam eksponaty. Stare rozkłady,
rozkazy, lampy, elementy umundurowania, fotografie... świadectwo
zaangażowania wielu ludzi, aby resztki świetności Polskiej Kolei ocalić
od zapomnienia....
Udało nam się obronić miejsca przy oknie. Po około godzinie ruszamy w
dalsza drogę. Mijamy most na Wieprzu i wjeżdżamy na obszar Polesia
Lubelskiego. Wszystko o tym świadczy - brzózki na piaskach, mokradła,
równinny krajobraz, gdzieniegdzie tylko resztki moreny dennej czy
obniżenie doliny rzecznej. Takie jak dolina Tyśmienicy - gdzie
rozlokował się kompleks Stawów Siemieńskich - kolejny piekny
krajobrazowo zakątek na naszej trasie. Stawy w Siemieniu są największym
zwartym kompleksem stawów w tej części Lubelszczyzny. Wykopane zostały
na początku XV wieku - podobno przez jeńców tatarskich. O ile tzw.
"dolny Siemień" jest intensywnie użytkowany rybacko, to "górny Siemień"
stanowi ostoję bujnej przyrody. Obserwacje czapli białej, bielika czy
puchacza nie stanowią tu rzadkości. Jeżeli dodamy do tego fakt, iż z
przeciwnej strony wagonu zobaczyć można zwartą ścianę Lasów
Parczewskich... jasne się staje w jak niezwykłym miejscu jesteśmy.
Parczew! Kolejny postój, kolejna gromadka piknikowiczów. Ruszamy powoli
w kierunku leśnej polany przy torach, gdzie pomiędzy stacjami Parczew i
Milanów (z tą ostatnią mam tyle wspomnień, że... napiszę o nich kiedy
indziej) pikniowicze opuszczają skład, rozkładają się na ognisko,
kiełbaski, piwko... Spora gromada (w tym Artur i ja) zostaje jednak w
pociągu po to, by pojechać jeszcze ok.12 km. w kierunku Łukowa -
konkretnie do stacji Bezwola, gdzie ma miejce "oblatywanie" składu przez
lokomotywę, która z gracją zmienia czoło. Od tej chwili zaczyna się
droga powrotna...
1. Artur
oraz
2. piszący te słowa Sokolik Wędrowny